Abyśmy byli jedno. W Polsce.
„Zdrajcy Polski!” „Populistyczni oszuści!” „Ubeckie KODy!” „”Homofoby, średniowiecze i zaścianek!” „Obłudnicy i kłamcy z PO!” „Ścierwa z PISu!” – brzmi wam to znajomo?
Od kilkunastu lat w Polsce nieustannie toczy się wojna domowa o PO/PIS. Ten artykuł jednak nie ma na celu propagowania którejkolwiek z tych partii, lecz ma ukazać jak porywy emocji podżegane przez polityków rzutują na nasze codzienne życie, a przede wszystkim na relacje z innymi ludźmi.
Zacznijmy może od tego, co dobre. W obecnej sytuacji walki na słowa pomiędzy prawicą, a lewicą (a czasami też na pięści – o tym w dalszej części artykułu) wyraźnie zarysowuje się fakt, iż w Polsce mamy prawo do wolności wypowiedzi. Każdy może mówić i pisać, co mu się podoba i nie ma mowy o jakiejkolwiek cenzurze, bo gdyby takowa istniała, to podejrzewam, że wiele bluzgów i bezpodstawnych oszczerstw nie pojawiałoby się w przestrzeni publicznej ani w sieci.
Pozytywne jest też to, że prawo i ustrój naszego kraju szanuje różne poglądy polityczne, toteż każdy ma prawo do swojego zdania. Zwróćmy uwagę, że poprzez liczne manifestacje, wypowiedzi i wpisy na portalach społecznościowych możemy w wolności dzielić się swoją opinią i poglądem. Dosyć zabawne, że niektórzy wyrażają przekonanie o panoszącej się w naszym kraju dyktaturze i braku wolności słowa, za co o dziwo nie trafiają za kratki – przypadek? 🙂
Tu zakończyłabym listę pozytywów i chciałabym zwrócić uwagę na fakt najbardziej rzucający się w oczy i zarazem najbardziej bolesny – podział Polaków na dwa wrogie obozy zamieszkujące jeden obszar geograficzny.
Myślę, że wiele osób doświadcza skutków walki politycznej we własnych rodzinach. Sama bardzo cierpię, kiedy przy okazji różnych uroczystości niewinnie rozpoczynająca się dysputa polityczna po kilkunastu minutach przeradza się w bardzo emocjonalną wymianę zdań, często prowadzącą do obrażania siebie nawzajem i wypominania ignorancji komuś, kto myśli inaczej. Obrona ulubionej partii politycznej staje się wówczas osobistym Westerplatte każdego, kto jest przy głosie. Zaskakujące jest to, że prawie każdy włącza najmocniejsze emocje do tych beznadziejnych dyskusji, w wyniku których i tak nikt jeszcze nie został przekonany do racji drugiej strony.
To, co budzi największy niepokój, to siła zacietrzewienia ludzi i ich zadęcie pychą w trakcie politycznej debaty. Prawie w każdej takiej dyskusji znajdziemy szczyptę pogardy, wyniosłości, zarozumiałości i braku cierpliwości. Tak, jakby już nie było ważne to, że wszyscy jesteśmy Polakami, że łączy nas tysiącletnia historia wspaniałego narodu. A przecież niczym jest to idiotyczne mędrkowanie „niezrzeszonych ekspertów od wszystkiego” wobec heroizmu naszych przodków – patriotów, którzy wolną Polskę wywalczyli przelewając własną krew, bo wyżej cenili miłość do ojczyzny niż własne wygody, a nawet życie! Nie tracili czasu na czcze gadanie, ale działali tam gdzie widzieli REALNE zagrożenie dla wolności.
Jeden z mężczyzn zaangażowanych w organizację manifestacji publicznych zwanych Czarnym Marszem powiedział mi, że grono osób odpowiedzialnych za kreowanie tego typu wydarzeń publicznych nie jest zainteresowana w pierwszej kolejności prawami kobiet, czy innymi głoszonymi na marszach postulatami. Twierdzi on, że podstawowym celem tego typu akcji jest podział społeczeństwa, a do tego celu najlepiej służą kontrowersyjne, budzące emocje tematy, wobec których nie można pozostać obojętnym. Myślę, że nie kłamał, co potwierdza chociażby fakt, że w marcu 2018 roku w trakcie ostatniego Czarnego Marszu we Wrocławiu naprzeciw protestującym w czerni wyszła grupa ludzi reprezentująca ruch pro-life. Jedna z protestujących na czarno dziewcząt wybiegła z pochodu z nożem i dźgnęła w brzuch młodą obrończynię życia. Dziewczyna z pociętymi jelitami przez 2 miesiące leżała we wrocławskim szpitalu (incydent nie został oczywiście medialnie nagłośniony). Polka zaatakowała Polkę w Polsce. W imię czego? Idei!
Dlaczego nie pamiętamy już, że w pierwszej kolejności jesteśmy Polakami i rodakami? Może dlatego, że ktoś chce, abyśmy byli wewnętrznie rozbici i skłóceni…?
Dajemy się łatwo podburzyć i nie znając osobiście ludzi z partii politycznych, potrafimy bronić ich tak zawzięcie, że nie wahamy się nawet zepsuć relacji rodzinnych w obronie ich uczciwości i mądrości. Trochę to naiwne, głupie i śmieszne jak patrzy się na sytuację z boku, a z drugiej strony przygnębiające, kiedy w wirze nakręcanych medialnie walk politycznych nie potrafimy zachować zdrowego rozsądku i popatrzeć z dystansem na sprawy polityki i dobra kraju.
Kochani Polacy, otwórzcie oczy! Nie bądźcie wyznawcami partii politycznej opartej na słabych, grzesznych ludziach, lecz wyznając Jezusa Chrystusa starajcie się najpierw o miłość do swoich rodaków, dbanie o dobro kraju i najbliższego otoczenia. Nie dajcie się zwieść medialnej matni informacji. Amen.