Kluczem do czystości jest wsparcie

Odkąd pamiętam – czystość przedmałżeńska była ważnym elementem mojej młodości. Wynikało to z wychowania, jakie otrzymałem od rodziców, ale także, a może przede wszystkim z wiary.
Wiedziałem, że chcę być dla tej jednej jedynej wybranki mojego serca w pełni darem. Tak: darem, bo czystość tak właśnie postrzegam – jako piękny prezent, który ofiarowuje się drugiej osobie. W teorii wszystko pięknie brzmiało – „będę żył w czystości do ślubu i koniec”. Praktyka okazała się bardzo wyboistą drogą do celu.. Myślę, że jak większość młodych chłopaków miałem „pod górkę” z czystością. Podporą na tej trudnej ścieżce okazała się ona, wtedy moja dziewczyna, a teraz wspaniała żona. Gdyby nie ona, nie wiem, jak wiele sytuacji w naszym życiu by się potoczyło. To ona często w chwilach trudnych, pełnych pasji, namiętności (bo nie oszukujmy się, że między dwojgiem kochających się osób jej nie ma) szybko wracała na ziemię i mówiła: stop. Boże, dzięki Ci za nią!
Jej postawa też nie była przypadkowa. Rodzice, a zwłaszcza mama, powtarzali jej, jak ta czystości jest ważna w budowaniu szczęśliwej relacji małżeńskiej. Dodatkowo od momentu jej urodzenia mama modliła się, by córka dochowała czystości przedmałżeńskiej. To wsparcie było kluczem i dużo pomogło nam w tej walce, jaką odbywaliśmy co jakiś czas. Ważne było, by mimo takich drobnych upadków wracać na dobry tor. Szybko, bo po raptem półtora roku związku oświadczyłem się. Wiedziałem, że kobieta u mego boku jest tą jedyną. W narzeczeństwie człowiekowi wydaje się, że może więcej. I ja czasem posuwałem się za daleko w swoich gestach. Ona jednak potrafiła dać mi po łapach. Pamiętam nie raz jej łzy smutku, wynikające z tych trudnych momentów. Po roku narzeczeństwa staliśmy na ślubnym kobiercu. Szczęśliwi, młodzi, zakochani i jako wspaniałe dary dla siebie nawzajem.
W teorii wszystko pięknie brzmiało. Praktyka okazała się bardzo wyboistą drogą do celu.
Nie wierzę w cukierkowe opowieści
Wydaje mi się, że aby wytrwać w postanowieniu czystości przedmałżeńskiej, trzeba mieć oparcie tej drugiej strony. Trudne jest, żeby tylko jedna strona dbała o wszystko i stała na straży. Wiadomo, że po wielu naciskach, prośbach i najlepszy strażnik ulegnie. Dlatego tak ważne jest, by był to wspólny cel. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza naszej wspólnej drogi. Nie wierzę w cukierkowe opowieści, że życie w związku jest takie proste. Kiedy człowiek ma przy boku piękną kobietę, to chyba jest z nim coś nie tak, jeśli nie czuje tej namiętności. Pewien kapłan powiedział mi kiedyś, że człowiek nie jest materacem, żeby po nim skakać. To prawda, bo kiedy pokusa jest wręcz nachalna, trudno nie ulegnąć. Wiem jedno, że było warto i widzę owoce w naszym małżeństwie.
Karol, 27 lat
artykuł pochodzi z portalu droga.com.pl