Oderwij swoje serce od bliskich osób

Gdyby przywiązanie do krewnych i znajomych nie było tak wielką przeszkodą na drodze do świętości, Pan Jezus zapewne nie zalecałby nam tak często, że uczniowie Jego powinni być oderwani od swoich bliskich.
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr (…) nie może być moim uczniem (Łk 14,26). Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką (Mt 10, 35) – odpowiada nam Zbawiciel.
W sprawie zbawienia wszyscy ludzie, a szczególnie dusze Bogu oddane nie mają większych nieprzyjaciół nad krewnych i innych bliskich. Oni to, według zdania św. Tomasza, najbardziej tamują nam postęp na drodze duchowego życia. Można się o tym przekonać z doświadczenia.
Św. Karol Boromeusz, chociaż oderwany od swojej rodziny i doskonale umartwiony w tym względzie, przyznawał, że po każdych odwiedzinach ojcowskiego domu wracał stamtąd mniej gorący w nabożeństwie, mniej zatopiony w rzeczach niebieskich.
Z tej to przyczyny wszyscy mistrzowie życia duchowego upominają duszę pragnącą postępu na drodze doskonałości, aby unikała, o ile można, swoich krewnych, aby się nie wdawała w ich sprawy, aby nawet w rozłączeniu z nimi nie starała się mieć od nich zbyt częstych wiadomości.
Jakież to życie duchowe może zakwitnąć w tej duszy, która zawsze chciałaby przy sobie mieć swoich krewnych, która gdy ich nie widzi, list za listem posyła, różnym osobom daje polecenia, aby ich ściągnąć do siebie, a nie widząc szybkiego spełnienia swoich pragnień, martwi się i w nowych listach opisując swoje żale, wabi ich do siebie? Czy taka dusza potrafi dojść do ścisłego zjednoczenia z Bogiem?
„Trzeba – mówi św. Grzegorz – rozłączyć się z własną rodziną, jeśli istotnie złączyć się pragniesz ze wspólnym Ojcem w Niebiosach”.
Św. Bernard, mówiąc o Najświętszej Pannie, która zgubiwszy Dzieciątko Jezus, trzy dni Go szukała, zastanawia się nad tymi słowami: szukali Go wśród krewnych i znajomych (Łk 2,44) i zwraca na to uwagę, że Maryja Przenajświętsza wśród nich znaleźć Go nie mogła.
„Miłość krwi – dodaje Piotr Blozjusz – pozbawi cię wkrótce miłości Bożej”.
Dusza dążąca do doskonałości, która zadając święty gwałt swemu sercu, powie do członków swojej rodziny: „Nie znam was”, a do swych braci i znajomych: „Nie wiem, kim jesteście”, strzeże istotnie mowy Pańskiej i zachowuje święte przymierze, jakie z Bogiem w dniu swego poświęcenia uczyniła.
Bo czy do niej Pan Bóg w tym dniu uroczystym nie odezwał się słowami, które zwykłe Kościół Chrystusowy powtarza do każdej duszy poświęcającej się Bogu: Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o twym narodzie, o domu twego ojca! Król pragnie twojej piękności: on jest twym panem; oddaj Mu pokłon! (Ps 45,11-12)?
On stał się twoim Oblubieńcem przez twoje poświęcenie się Jemu, lecz twoje szczęście od tego zależy, abyś Mu była posłuszna, dla Niego zapomniała o wszystkim, bo wtedy tylko piękna się staniesz w Jego oczach.
„Zapominając o rodzinie swojej – mówi św. Hieronim – jakiej nagrody dostąpisz! Staniesz się miła Bogu, który twym szczęściem będzie w tym życiu i w wieczności”.
Pan Jezus wyraźnie nas o tym zapewnia: każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy (Mt 19, 29).
Dusza zakonna, która tego dosłownie przestrzega, opuszcza kilka sióstr na świecie, ale ich wiele znajduje w zgromadzeniu. Opuszcza ojca i matkę według ciała, ale za to Pan Bóg staje się dla niej Ojcem, a Matką jej będzie po wszystkie czasy Przenajświętsza Maryja Panna, która każdą duszę zakonną w poczet swoich najmilszych dzieci przyjmuje. Ale i te, które w duchu opuszczają najbliższych swoich dla Boga, również odbiorą stokrotną zapłatę w ściślejszych stosunkach z Jezusem i Maryją.
Święci, dobrze wiedząc o tym, jak miłą jest Bogu ofiarą oderwanie się od rodziny, czynili, co tylko mogli w tym względzie.
Franciszek Ksawery, kiedy udawał się do Indii, musiał przejeżdżać blisko swego rodzinnego domu. Matka i krewni usilnie żądali, aby im nie odmawiał pożegnania, jednak święty żadnymi prośbami nie dał się skłonić do tego, chociaż wiedział, ze już swej rodziny nigdy nie zobaczy.
Gdy siostra św. Pachomiusza przybyła do niego w odwiedziny, kazał jej odpowiedzieć: „Wiesz o tym, żem żywy, idź w pokoju!”. Byli święci, którzy nawet listów od rodziny czytać nie chcieli.
Św. Jan Klimak opowiada, że św. Antoni Opat, przebywszy kilka lat na pustyni, otrzymał pewnego dnia listy od swoich krewnych: „I cóż mi przyjdzie – rzekł sam do siebie – z czytania tych listów? Nic więcej, tylko zakłócenie spokoju, którym Pan Bóg napełnia moją duszę”. Po tych słowach listy wrzucił w ogień, mówiąc:
„Idźcie precz, wspomnienia ojczystego domu mego, nie chcę do tego wracać, co już raz opuściłem. Płońcie, listy, płońcie, abyście w mym sercu nie rozbudziły żalu, który by mi dopiekał”.
„Nie rozumiem – mówi św. Teresa – jaką z krewnymi i znajomymi swymi może mieć pociechę dusza Bogu oddana. Pomijając to nawet, że się to Panu Bogu nie podoba, zachowując przywiązanie, biedna dusza nie może korzystać ze szczęścia rodziny lub znajomych, lecz tylko podziela ich troski i zmartwienia”.
Duszo wybrana, zastanów się dobrze nad słowami tej świętej. Gdy krewni i znajomi spotykają się z tobą, nie możesz być uczestniczką ich światowego wesela, bo nie możesz podzielać ich pragnień i radości, którymi gardzi twoje serce.
Cóż więc zyskujesz z rozmowy z rodziną?
Trzeba ci słuchać żalów i narzekań na kłopoty, na smutki, na różne światowego życia nędze. I cóż ci przyjdzie z tego wszystkiego, czemu zaradzić nie potrafisz?
Oto głowa twoja napełni się próżnymi myślami, niepokojem, roztargnieniem. Po każdym spotkaniu się z nimi przez kilka dni przynajmniej będziesz roztargniona na modlitwie, a nawet przy Komunii Świętej, bo ciągle twoje myśli zwrócone będą do tego, co w rozmowie z nimi słyszałaś.
Przestawanie ze światem jest to rzecz, z której piekło najwięcej zyskać może na duszach powołanych do doskonałości, przez którą najsilniej przeciwko nam uderza . Pewnego razu szatan, Boską mocą przyciśnięty, wyznał czcigodnej siostrze Marii Villam.
Dlatego św. Maria Magdalena de Pazzi nawet przejścia przez miejsce rozmów ze świeckimi unikała i taki wstręt do niego miała, że sama jego nazwa nieznośna dla niej była.
Rzewnymi łzami płakała gdy ją do rozmównicy wołano, i mówiła do nowicjuszek swoich: „Módlcie się za mnie, bo do rozmównicy idę!”, i zalecała, aby ją pod byle pozorem jak najprędzej stamtąd wywołały.
Zapewne, czytając te przestrogi, zapytasz:
„Cóż więc czynić będę?
Czy mi już wcale krewnych widywać nie wolno? Czy, gdy odwiedzać mnie zechcą, wcale nie mam ich przyjmować?”.
Nie wymagam tego od ciebie, lecz tak uczyniwszy, cóż złego byś zrobił?
Czyżby było to coś niewłaściwego?
Czyż nigdy nie postąpiła tak dusza poświęcona Bogu?
Wierz mi, niejedna to postanowienie złożywszy u nóg Pańskich, wsparta łaską Bożą, wiernie dotrzymała swego przyrzeczenia.
Lecz może mi odpowiesz: „Zwierzchnicy moi i spowiednik nie pozwolą mi na takie postanowienie”.
Czemuż by ci pozwolić nie chcieli, gdyby ono pochodziło z natchnienia Boskiego i dawało zbudowanie dla innych dusz?
Gdyby rzeczywiście nie chciano twoim pragnieniom zadośćuczynić, gdyby żądano od ciebie widywania się z bliskimi, radzę ci iść za posłuszeństwem. Lecz z uszanowaniem i pokorą można wtedy uczynić to, co w podobnej sytuacji zrobił bł. Teodor.
Opat zmuszał go do przyjęcia odwiedzin matki. „Ojcze mój, odpowiedział Teodor – żądasz tego ode mnie, lecz czy możesz zapewnić, że to we mnie ducha zakonnego nie osłabi?”. Opat, wzruszony tymi słowami, a nawet zdjęty świętą bojaźnią, cofnął swój rozkaz.
Powinno to być przestrogą dla przełożonych i spowiedników, że rachunek zdadzą przed Bogiem, jeśli duszy całym sercem pragnącej przylgnąć do Oblubieńca stawiają przeszkody, nie mając ku temu żadnej słusznej przyczyny, lecz rządząc się względem ludzkim, kaprysem lub chęcią materialnego zysku.