Znów czarna pielgrzymka…
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach, w których z walecznym okrzykiem na ustach pomalutku umiera Kobieta w formie, jaką znano od wielu setek lat. To wszystko, co od wieków stanowiło o kobiecej sile i wewnętrznym pięknie, dziś jest okrutnie deptane z wielką nienawiścią i poczuciem tryumfu przez… kobiety właśnie.
Wewnętrzne ciepło, bezinteresowna miłość, gotowość do poświęcenia się dla innych zostają wyparte przez niepohamowany egoizm, hedonizm, chęć „brania z życia pełnymi garściami” i pęd za karierą.
Jak przewlekła choroba ciągnie się tłum kobiet po ulicach na „czarnych protestach” niszcząc to wszystko co cywilizacja wypracowywała przez wieki. Uczestnicy podświadomie w głębi serca wiedzą, że zamiast życia, niosą śmierć i pewnie stąd wybór pogrzebowego koloru. Hasła na transparentach uprzedmiotawiające ludzkie organy, przedstawiające kobiety jako hedonistki chcące jedynie czerpać przyjemność z życia bez ponoszenia konsekwencji nie potrzebują obszernego komentarza. Trudno też po kojarzyć, że chodzi o dobre wartości, kiedy twarze protestujących przybierają złowrogi, waleczny grymas…
Delikatność? Nigdy w życiu! Kobieta musi walczyć o SWOJE, być drapieżna, niegrzeczna, iść zawsze wbrew zasadom, bo to jest takie sexy i dodaje nam poczucia siły i mocy.
Kiedyś z ust damy nie można było usłyszeć wulgaryzmu. Kobieta do tego stopnia reprezentowała wyższe wartości, kulturę i subtelność, że w jej towarzystwie nawet mężczyźni nie odważyli się przeklinać. Ile z tego pozostało do dziś?
Piękno macierzyństwa, poświęcenie dla dziecka w zdrowiu i chorobie to coś, co wzrusza większość ludzi o przeciętnej wrażliwości. Od urodzenia każdy mały człowiek czuje się przy mamie bezpiecznie, dobrze. KAŻDE dziecko zapatrzone jest w mamę i kocha ją z całego serca, ona jest zawsze dobra w jego oczach, choćby nawet po ludzku była „upadła”. Zdrowa kobieta nie umie oprzeć się tej miłości, a przynajmniej nie umiała aż do tej pory…
Od jednej zwolenniczki czarnego protestu dowiedziałam się, że chodzi o prawo kobiet do wyboru, czy chcą, czy nie chcą urodzić chorego dziecka lub tego, poczętego w trakcie gwałtu.
Św. Jan Bosco (opiekujący się „dziećmi ulicy”, które często trafiały do kryminalnego półświatka, z którego Święty ich wyciągał) zwykł mawiać, że krzyczy tylko ten, kto się boi, bo choćby człowiek miał najbardziej bojową minę to nie on, ale strach w nim krzyczy. Analizując argumenty przytaczane za prawem kobiet do aborcji, można dojść do wniosku, że rzeczywiście chodzi o lęk: przed chorobą swoją lub dziecka, przed poświęceniem wygodnego życia dla trudu macierzyństwa, przed bólem rodzenia i przed odpowiedzialnością za drugiego człowieka.
Współcześnie możemy zaobserwować zjawisko kryzysu męskości. Męskości przejawiającej się w byciu zdecydowanym, konsekwentnym i odpowiedzialnym za żonę i za dzieci, stąd coraz większa ilość singli i osób nie chcących wchodzić w formalne związki. Zjawisko to tłumaczy również obecność licznej grupy mężczyzn na czarnych protestach, bo przecież im jest najbardziej na rękę „rozwiązanie problemu niechcianego potomstwa”.
Drogie Panie! Trzeba sobie uświadomić, że rozwijający się w łonie matki płód to drugi człowiek, który posiada swoje własne DNA różne od DNA matki, więc nie jest to część ciała kobiety tak jak paznokieć, wyrostek robaczkowy, czy wspomniana na wielu transparentach „moja macica”.
Jeśli mamy walczyć o prawo do wyboru kobiet, to może zacznijmy od samego początku: każda kobieta i każdy mężczyzna mają prawo nie współżyć. Natomiast podejmując decyzję o seksie, należy liczyć się z tym, że może pojawić się dziecko. Jeśli nie chcemy mieć dziecka chorego lub dziecka gwałciciela, to po urodzeniu możemy je oddać do odpowiednich placówek opiekuńczych – nikt nam nie może nakazać zajmowania się nim. Aborcja nie jest i nigdy nie będzie neutralnym wyborem, bo jest to celowe zakończenie życia, czyli zabójstwo.
Żal ściska serce, kiedy patrzy się, z jaką pewnością siebie i dumą idą kobiety „wyzwolone”, które tak naprawdę są zniewolone grzechami pychy, egoizmu, nieczystości, próżności i ZABÓJSTWA.