Kościół – bardziej szkodzi czy pomaga?

Od 13 lat mieszkam we Wrocławiu – mieście pięknym, otwartym, niezwykle liberalnym i coraz bardziej popularnym wśród turystów. Nowoczesność i dobrobyt idą tu w parze z postępującą ateizacją mieszkańców i wrogością do Kościoła katolickiego. Jest pewna zależność między bogaceniem się, a odchodzeniem od wiary, co można tłumaczyć tym, że ludzie, którzy zawsze żyli w dostatku, lub też poprzez swoją wytężoną pracę dorobili się majątku, zachwyceni swoim geniuszem zwykli przypisywać człowiekowi nieograniczone możliwości i samowystarczalność.
Co za tym idzie, idea Boga jako czuwającego nad całym stworzeniem opiekuna, od którego zależy nasz los, kojarzy się z przeżytkiem, a nawet „zacofaniem”. Natomiast sam Kościół, który szerzy wiarę w Boga, postrzegany jest jako instytucja mająca za cel pognębić człowieka i wykorzystać jego naiwność dla swoich celów. Wielu moich kolegów i koleżanek podziela właśnie taki pogląd… ale czy słusznie?
Przyjrzyjmy się bliżej „rachunkowi zysków i strat” związanych z działalnością Kościoła.
Często mówi się o jego grzechach, takich jak hipokryzja, przypadki molestowania dzieci wśród księży, pobieranie zbyt wysokich ofiar za sakramenty, zbiórki pieniędzy na misje lub budowę kościołów, itd.
Wszelkie nadużycia ze strony księży, władz kościelnych czy samych katolików są oczywiście okropieństwem, którego nie można pochwalać ani udawać, że tego nie było. Sam Kościół również nie chełpi się swoimi grzechami, a raczej wstydzi się ich i za nie pokutuje (np. akty pokuty osobistej, akcja modlitewna „Wielka Pokuta”, itp.) , o czym wojujący z nim wrogowie nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć. Mało jednak mówi się o tym, w jaki sposób Kościół służy dobru innych ludzi. Pominiemy tu działalność oświatową i edukacyjną, którą ateiści mogliby uznać za działalność indoktrynacyjną, albo za „przykrywkę” do takiej działalności(taki argument padł niedawno w TVP Info z ust pani feministki) i skupimy się tylko na działalności charytatywnej, mającej na celu bezinteresowną pomoc drugiemu człowiekowi w potrzebie.
Z danych z lat 2013-2014 wynika, że zakony męskie posiadają w Polsce 6 szpitali, 14 hospicjów, 34 domy opieki społecznej, 12 aptek, 11 ośrodków ziołolecznictwa oraz 57 poradni psychologiczno-pedagogicznych. We wszystkich tych placówkach bracia i ojcowie zakonni opiekują się osobiście pacjentami. Ważną częścią posługi zakonów męskich jest również opieka nad osobami uzależnionymi lub wykluczonymi społecznie. Dla tego celu zakony męskie prowadzą: 25 ośrodków terapii dla osób uzależnionych; 20 ośrodków rehabilitacyjno-wychowawczych i szkół specjalnych; 7 hosteli dla osób uzależnionych; 11 schronisk i noclegowni dla bezdomnych; 39 kuchni dla bezdomnych i ubogich. Wszystkie te dzieła utrzymują się z datków ludzi dobrej woli.
Pomoc rodzinie, szczególnie rodzinom ubogim i wielodzietnym to kolejny rys posługi charytatywnej zakonów męskich.Prowadzą one: 139 świetlic dla dzieci ubogich i z rodzin zagrożonych; 85 ośrodków pomocy rodzinie oraz 20 warsztatów terapii zajęciowej dla niepełnosprawnych. Przy domach zakonnych działa 290 zespołów charytatywnych, skupiających osoby świeckie, służące pomocą rodzinom ubogim i potrzebującym.
Troskliwą opieką sióstr zakonnych w Polsce objęci są wychowankowie 42 domów dziecka, 4 pogotowi opiekuńczych oraz podopieczni 98 świetlic. Polskie zakonnice prowadzą także 7 domów samotnej matki, 24 stołówki dla biednych, 100 domów opieki społecznej ( 56 dla dorosłych i 53 dla dzieci). Działa też 41 prywatnych domów opieki, nie otrzymujących dotacji. Z każdym rokiem wzrasta liczba okien życia – obecnie jest ich 13. (źródło: wpolityce.pl)
Podsumowując powyższe dane trudno jest oskarżyć Kościół o interesowność, skoro dominująca większość ośrodków, w których działają osoby zakonne, jest przeznaczona dla ludzi ubogich, od których nie można oczekiwać jakiejkolwiek zapłaty poza zwykłym „dziękuję”. Przedstawione tu dane są tylko liczbami. To, co liczy się naprawdę, to to, że we wszystkich tych ośrodkach każdego człowieka traktuje się z miłością i szacunkiem i zwraca się mu w ten sposób godność, która dawno została mu odebrana przez „postępowy” świat.
Głośna ostatnio kwestia prawa kobiet do dokonania aborcji również zachęca do refleksji, tym bardziej, że na czarnym proteście nie raz można było usłyszeć pełne oburzenia okrzyki o tym, jak to Kościół miesza się do polityki i jakim prawem mówi kobietom jak mają żyć. Otóż ma prawo wypowiadać się Kościół w tych kwestiach, ponieważ to osoby duchowne i wierni jako jedyna grupa pomagają bezpłatnie kobietom zmagającym się z syndromem postaborcyjnym, o którym się nie mówi. Żaden ginekolog, psycholog ani działacz społeczny nie chce podjąć się bezinteresownej opieki nad osobami, które żałują dokonanej aborcji, mają załamanie nerwowe, depresję. Jedynie Kościół wspiera w tym dramacie kobiety, dlatego tym bardziej ma prawo „ratować kobiety”.
Szukałam w internecie placówek charytatywnych prowadzonych przez feministki i środowiska homoseksualne, ale oprócz inicjatyw zaangażowania społecznego, czyli edukujących zgodnie z przekonaniami tychże grup, nie znalazłam niczego, co byłoby bezinteresowną i kompleksową pomocą dla ludzi. Trudno też znaleźć ośrodki pomocy prowadzone przez niewierzących wolontariuszy. Nie twierdzę, że takich dzieł nie ma, dlatego będę wdzięczna, jeśli w komentarzu napiszecie o inicjatywach tychże grup w pomocy drugiemu człowiekowi.
- Zdjęcie pochodzi z serwisu freepik.com