Pan od muzyki – Recenzja filmu

Francuski dramat „Pan od muzyki” jest debiutanckim filmem Christophera Barratier. Twórca nie przypuszczał, że jego pierwszy pełnometrażowy film, aż tak spodoba się francuskiej publiczności, która tłumnie ruszyła do kin, a w chwili premiery, film został okrzyknięty kandydatem do Oscarów 2005 w kategorii filmów obcojęzycznych. Barratier zdumiony był faktem, iż jego obraz przyrównywany został do innego bardzo popularnego dzieła, mianowicie „Amelii” Jean-Pierre’a Jeuneta.
Mimo banalnej fabuły oraz prostej historii, film jest wyjątkowy przede wszystkim za sprawą położenia silnego nacisku na muzykę, mającą samą w sobie charakter pedagogiczny i terapeutyczny. Co moim zdaniem wyróżnia ten film w kategorii filmów o charakterze parenetycznym, ukazującym wzór osobowy wychowawcy. Film opowiada historię, która rozegrała się niedługo po zakończeniu drugiej wojny światowej w jednym z ośrodków wychowawczych dla trudnej młodzieży we Francji. Panem od muzyki jest
Mathieu Celement – łysy nauczyciel z lekką nadwagą, będący niespełnionym i zakompleksionym muzykiem, który zapewne, z braku innych alternatyw postanawia podjąć pracę w ośrodku dla trudnej młodzieży. Mathieu to postać szczególna, jest osobą nieśmiałą, może też nieco zagubioną i wycofaną, która ma swoje ideały i jest im zawsze wierna, to bardzo prostolinijny człowiek, u innych dostrzega dobro i pozwala mu rozkwitać.
W szkole rządzi sadystyczny dyrektor, którego program wychowawczy opiera się głównie na żelaznej dyscyplinie i przemocy. Mathieu zdziwiony jest bezlitosną dyscypliną i wymyślnymi karami, którymi wręcz szczyci się okrutny dyrektor owej placówki.
Uczniowie są zbuntowani, nie chcą współpracować z gronem pedagogicznym. Początkowo Mathieu nie może odnaleźć się w trudnej sytuacji, nie udaje mu się porozumieć z przydzieloną grupą osób. Już od samego początku wywołuje kpiny uczniów i podpada dyrektorowi, subtelnie krytykując jego metody wychowawcze.
Z biegiem czasu poznaje panujące zasady, przyjmując postawę człowieka twardego, jednak średnio mu to wychodzi. Metody nauczania, którymi posługiwał się pracując w innych miejscach, zdają się nie spełniać swojego zadania. Główny bohater mimo początkowych problemów z akceptacją bardzo skromnych warunków oraz chłodnym przyjęciem ze strony dzieci, w końcu zyskuje ich sympatię i aklimatyzuje się w nowym miejscu.
Zauważa, że dzieci, które są wychowywane twardą ręką dyrektora placówki, Rachina świetnie zagranego przez François Berléanda to nie są źli chłopcy, tylko metody wychowawcze obłąkanego dyrektora, sprawiają, że ich zachowanie jest odreagowaniem kar na nich nakładanych. Zauważa, że nie ma do czynienia z bandą ograniczonych nieudaczników i odkrywa w nich talent do śpiewu.
Zakłada chór, w którym każdy z chłopców będzie czuł się potrzebny. Będą śpiewać pieśni z muzyką przez niego skomponowaną, aby zająć czymś pożytecznym dzieciaki. Tym samym zaczął się proces uwrażliwiania chłopców na piękno muzyki, które trafia do najdalszych zakamarków wnętrza człowieka. Wytrwałość nauczyciela, mądre postępowanie i upór pozwalają mu osiągnąć zamierzone cele. Złotym środkiem okazuje się muzyka, która czyni go wrażliwym i otwartym na świat, a tym samym na swoich uczniów. To ona pomaga mu zjednać i zrozumieć młodzież, z którą pracuje.
Chór śpiewa wręcz rewelacyjnie. Nie ma się co dziwić, w roli wychowanków wystąpił znany francuski chór chłopięcy Petits Chanteurs de Saint-Marc. Cała oprawa dźwiękowa to ich zasługa. Równie świetnie jak śpiewają, chłopcy także świetnie zagrali. Potrafili wspaniale oddać cały wachlarz emocji. Wydaje mi się, że młodzi aktorzy stanęli na wysokości zadania.
Byli bardzo przekonujący w roli młodocianych przestępców. Rzadko się zdarza, żeby dzieci tak dobrze wczuły się w swoją rolę. Bardzo dobrze skonstruowany scenariusz filmu nakreśla zróżnicowanie charakterów postaci. Każdy z chłopców czymś się wyróżnia, jedni poczuciem humoru, inni wrażliwością, jeszcze inni arogancją, zadziornością i zawziętością, które jednego z nich popchną do tragicznych w skutkach działań.
Jean-Baptiste Maunier kreujący postać butnego aczkolwiek wrażliwego Pierre’a Morhange’a dla którego codzienna egzystencja jest zupełnie bezcelowa. Potrafił momentami wyśpiewać tak wysokie tony, szczególnie w scenie śpiewania chóru przed hrabiną, że nie pozostaje nic innego, jak się wzruszyć do głębi i uronić łzę. Mathieu postanawia więc zadbać o jego przyszłość i rozpoczyna starania o przyznanie mu miejsca w konserwatorium.
Piękno muzyki, które trafia do bitych i poniżanych chłopców jednak nie oddziałuje na psychopatycznego dyrektora, ponieważ owładnięty jest jedynie chęcią zysku na chórze. Przypisuje sobie zasługi stworzenia tego dzieła, przez co ma zostać odznaczony orderem, jednak w chwili nadania następuje nieoczekiwana sytuacja.
Możemy dojść do prostych wniosków: jeśli masz wrażliwe i czyste serce, to te piękno Cię ukłuje i zostawi w nim ślad, jeśli go nie posiadasz, to pozostaniesz na nie głuchy.
Coraz lepsze relacje Clementa Mathieu z młodzieżą wzbudzają wielką zazdrość dyrektora szkoły. Któregoś dnia podejmuje decyzję o jego zwolnieniu.
Przyglądając się głównemu bohaterowi, widzę, że hołduje on także zasadzie: bądź dobrym człowiekiem niezależnie od warunków i tego gdzie jesteś. Swoim przykładem pokazywał, że
warto być prostą, ciepłą, życzliwą jednostką, iż taką postawą można zdziałać cuda. Nie trzeba popisywać się wiedzą, tylko czasem wystarczy dać przykład samym sobą, aby odmienić
drugiego człowieka. Pod tym względem to także wyróżnia to dzieło na tle innych. Film ten jest pewnym pokrzepieniem serc, dającym wiarę w lepsze jutro i uwrażliwiającym na wspaniałość
muzyki. Cudowne zdjęcia oraz sceny, jak na przykład ta z kartkami wyrzucanymi z okien przez chłopców, na których były pozdrowienia dla odchodzącego nauczyciela, jak również scena
przygarnięcia jednego z wychowanków przez Clementa powodują, że widz czuje przyjemne ciepło w środku. Przypomnieć się może tęsknota za osobą, niekoniecznie nauczycielem, która
dla nas była życiową inspiracją i tak jak Mathieu dla swoich uczniów dawała nadzieję na lepszą przyszłość.
Mimo tego, iż głosy chłopców są nieskazitelne i idealne, co w normalnych okolicznościach raczej jest niemożliwym do osiągnięcia gdyż w ośrodkach są zbiorowiskiem amatorów,
nie odnoszę wrażenia, by film tracił na wartości. Wręcz przeciwnie. Uproszczenie to pozwala skupić na innych, ważniejszych elementach. Pozwala nam przenieść się w świat błogiego,
nieobarczonego problemami dzieciństwa.
Historia francuskiego nauczyciela opowiedziana jest bez zbędnego patosu i hollywoodzkiej ckliwości, dzięki czemu różni się od wielu podobnych historii. Film traktuje przede wszystkim
o talencie, jaki można odkryć dając człowiekowi szansę. O tym jak drobne zmiany powodują zmianę w myśleniu i zachowaniu. Mimo lekkiej banalności, właśnie warstwa emocjonalna
potrafi wbić w widza w fotel. Możemy wręcz popaść w empatię z bohaterami filmu. Emocje, piękna muzyka, scenografia i dobre aktorstwo to główne zalety tego dzieła. Świetnie
zrealizowany i wyprodukowany. Idealny dla ludzi ceniących wartości wyższe niż te jednoznacznie wynikające z kinowego ekranu.
„Pan od muzyki” okazał się dużym hitem nie tylko we Francji, gdzie przez długi czas nie schodził z ekranów, ale także na świecie. Film został doceniony przez Amerykańską Akademię
Sztuki i Wiedzy Filmowej, która przyznała mu dwie nominacje do Oscara.
Z całego serca polecam ten film..
Ocena Wykonawcy
- SŁABY
- ŚREDNI
- DOBRY
- BARDZO DOBRY
- ŚWIETNY!