Świadectwo uzdrowienia za wstawiennictwem św. Charbela
W maju 2018 roku u naszego syna Tomasza zdiagnozowano schizofrenię z dużą komponentą depresyjną (myśli samobójcze).
Pomimo wielu miesięcy hospitalizacji w szpitalach psychiatrycznych, 6 marca 2019 podczas spaceru na terenie szpitala wymknął się z grupy chorych i skoczył z budynku gospodarczego na głowę na beton. Doznał straszliwych obrażeń głowy.
Miał pogruchotaną kość czołową, zmasakrowaną część mózgu w płacie czołowym, porozrywane obie opony mózgowe ( twardą i miękką ) a linia pęknięcia czaszki biegła przez całą czaszkę, od ciemienia przez górną i dolną ścianę prawego oczodołu aż do otworu wielkiego w podstawie czaszki. Rtg wykazało ponadto złamania wyrostków kolczystych kręgosłupa szyjnego. Wytworzyło się 5 krwiaków w obrębie mózgu – jeden wielkości pomarańczy w płacie czołowym i 4 mniejsze w innych częściach mózgu. Operacja ratująca życie trwała 5 godzin. Lekarz neurochirurg zrobił zdjęcia jego obrażeń gdyż, jak powiedział, nie widział jeszcze tak rozległego urazu u żyjącego człowieka.
Pierwszy miesiąc w szpitalu syn spędził w śpiączce, później zaczął się coraz częściej wybudzać. Liczne próby odłączenia go od respiratora kończyły się niepowodzeniem, podobnie jak próby samodzielnego połykania.
W końcu zdiagnozowano nieodwracalne neurologiczne uszkodzenie przepony ( niemożność samodzielnego oddychania ), przełyku ( niemożność samodzielnego połykania) oraz wpustu żołądka ( nie pozwalało to na karmienie sondą dożołądkowo większymi porcjami ponieważ jedzenie cofało się przez niedomknięty wpust żołądka do przełyku powodując zachłyśnięcie – syn schudł ponad 20 kg).
Po dwóch miesiącach pobytu na oddziale intensywnej terapii zasugerowano nam przekazanie syna do hospicjum.
Nie chcieliśmy się na to zgodzić. Zrezygnowałam z pracy a dzięki wspaniałej firmie Ventamed, która w ramach NFZ wypożyczyła nam cały potrzebny sprzęt, mogliśmy zaopiekować się synem w domu.
Tak więc 15 maja 2019 roku karetka przywiozła nam syna do domu, na noszach,podłączonego do respiratora, koncentratora tlenu, pulsoksymetru, dożołądkowej pompy żywieniowej, zacewnikowanego i w pampersach. Leżał bezwładnie, nie potrafił mówić, siadać, chodzić, jeść. Dokumentacja medyczna w/w obrażeń i leczenia w załączeniu.
Od samego początku modliliśmy się w intencji syna bardzo żarliwie. Koleżanka naszego syna podarowała nam maleńką fiolkę z olejem Św. Charbela, którą dostała od jakiejś zaprzyjaźnionej zakonnicy z Libanu. Nie słyszeliśmy wcześniej o tym Świętym ale szybko uzupełniliśmy wiedzę. Byliśmy pod wrażeniem niezwykłości Tej Postaci. Codziennie, odwiedzając syna w szpitalu, namaszczaliśmy jego czoło tym olejem czyniąc znak krzyża i modląc się do Św. Charbela o uzdrowienie syna.
Po jakimś czasie zauważyłam, że twarz syna podczas namaszczania odpręża się i z wyraźną błogością słucha modlitwy.
Podczas kolejnego namaszczania syn podjął pierwszą od wypadku próbę wykonania jakiegokolwiek ruchu: była to próba przeżegnania się znakiem krzyża. Prawą rękę miał w dużym stopniu bezwładną, sięgnął nią zaledwie do brody pomagając sobie lewą.
Po jakimś czasie nawiązałam kontakt z synem – poleciłam mu ściskać moją dłoń na „tak” i mrugać na „ nie”. Wyszedł z tego całkiem logiczny i sensowny kontakt , choć lekarze ostrzegali, że ze względu na rozległość obrażeń takie porozumienie może nie nastąpić.
Oprócz modlitwy przy szpitalnym łóżku syna codziennie odmawialiśmy różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego.
Dołączyła do nas wielka grupa ludzi modlących się za Tomka : rodzina, nasi i jego przyjaciele i znajomi, znajomi znajomych, którym opowiedziano jego historię.
Zaangażowało się w modlitwę wiele różnych wspólnot religijnych. Ludzie dzwonili do nas codziennie dowiadując się o zdrowie syna i zapewniając nas o modlitwie w jego intencji. Zawierzyliśmy naszego syna całkowicie Bogu i Matce Bożej Jasnogórskiej prosząc o wstawiennictwo Św. Charbela. Po powrocie syna do domu modliliśmy się dalej przy jego łóżku razem z nim. Kontynuowaliśmy intensywną rehabilitację, której syn poddawał się z wielką determinacją.
Poprawa stanu zdrowia następowała piorunująco szybko. Parametry oddechowe poprawiały się z dnia na dzień, coraz rzadziej trzeba było korzystać z respiratora. Uczył się najpierw siadać z ogromnym trudem, potem wstawać z łóżka i chodzić, najpierw z balkonikiem i pomocą rehabilitanta, później samodzielnie. Po miesiącu od powrotu ze szpitala po raz pierwszy wybraliśmy się do kościoła na mszę. Wzięłam wózek inwalidzki ale okazał się niepotrzebny, syn doszedł i wrócił o własnych siłach.
Wydawało się to nam niepojęte. Zaczął też stopniowo połykać jedzenie samodzielnie, z dnia na dzień coraz więcej i bez zachłystywania się jedzeniem. Po 1,5 miesiącu od wypisania ze szpitala lekarz zadecydował o usunięciu rurki tracheostomijnej a kilka dni później usunięto też PEG ( sonda wszczepiona do żołądka ). Syn oddychał i odżywiał się całkowicie samodzielnie. Odzyskiwał siły i sprawność ruchową w tempie zdumiewającym.
Lekarz prowadzący syna, Pan Doktor Piotr Ptaszyński, ordynator Oddziału Anastezjologii i Intensywnej Terapii szpitala im. T. Marciniaka, gdzie syn trafił po wypadku, określił ozdrowienie syna jako absolutnie spektakularne i nie do wyjaśnienia za pomocą jego wiedzy medycznej. Rehabilitanci, którzy pracowali z synem orzekli, że jeszcze nigdy nie widzieli tak szybkiego odzyskania sprawności ruchowej. Podobnie wypowiadały się Panie z Poradni Żywienia Specjalistycznego, która nadzorowała żywienie syna przez sondę. Ich słowa to : „coś takiego widzimy po raz pierwszy w życiu”.
W tej chwili syn jest całkowicie sprawny, zdrowy, pływa i jeździ na rowerze. Również pod względem psychicznym funkcjonuje znakomicie. Jest pogodny, zrelaksowany, nie ma śladu depresji.
12 października 2019 roku wraz z synem i grupą ludzi którzy się za niego modlili wzięliśmy udział w 40 Pieszej Pielgrzymce Wrocławskiej Do Grobu Św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy. 33 km od Katedry Wrocławskiej. Całkowicie o własnych siłach.
To siła modlitwy i wstawiennictwo Św. Charbela.
Marzenna i Aleksander
Rodzice Tomasza